niedziela, 19 grudnia 2010

"Lepiej mieć 2% z Coca-Coli niż 100% z Hoop-Coli"

To nie nowa myśl Leszka Balcerowicza, ani też nowe plany inwestycyjne Skarbu Państwa. To jedna z z biznesowych reguł wyznawana przez guru e-biznesu w Polsce, Rafała Agnieszczaka, twórcy i współtwórcy popularnych serwisów społecznościowych, takich jak fotka.pl, szafa.pl czy spinacz.pl oraz wielu innych, który gościł niedawno w Instytucie Stosunków Miedzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

24 listopada 2010. Aula wypełniona prawie po brzegi - późna i dość zimna pora była w stanie zniechęcić naprawdę każdego przed spotkaniem zmieniającym o sto osiemdziesiąt stopni patrzenie na e-biznes. Mimo to chętni się znaleźli. Czekamy na Agnieszczaka. Słychać dwustronne rozmowy, jaki ten facet to ma nie być, równo skrojony garnitur, wypacykowany, niektórzy wpatrują w panoramiczne okno auli w poszukiwaniu Jaguara lub Lexusa. W końcu jeden z pierwszych najmłodszych polskich milionerów ma przyjechać na ISM i wykładać coś o biznesie. Studenci-organizatorzy z BCC w międzyczasie witają się ze swoim luźno ubranym, nieogolonym i nieuczesanym kolegą, Agnieszczak się spóźnia już prawie dziesięć minut…

Zaraz, przecież to jest właśnie Agnieszczak!

Wszedł jakby znikąd, grubawy, z przetłuszczonymi włosami, ogólnie niezbyt zadbany facet koło trzydziestki, w zielonej bluzie z kapturem, tiszercie i dżinsach usiadł na biurku, na którym wykładowcy zwykli trzymać komputer oraz inne materiały. Widać, że nie lubi marnować czasu - zaczyna wykład. I to nie mydło i powidło, tylko od razu konkret. Zaczął od parafrazy dość znanego cytatu Einsteina:

Jeśli pomysł na początku nie jest absurdalny, to nie ma szansy na sukces.

Rafał Agnieszczak - emblemat polskiego e-biznesu
To odnośnie branży startup-owej, części e-biznesu, która składa się z młodych firm działających w Internecie i świadczących na jego bazie usługi. Agnieszczak od razu uprzedza, że dziewięć na dziesięć tego typu przedsięwzięć to niewypały. - Najważniejsza jest egzekucja, czyli wykonanie. Nawet największy patent nie jest nic wart bez ogromu energii włożonego w przedsięwzięcie – zapewnia. Nadmienia, że ludzie przekonani o wyjątkowości swojego patentu, najczęściej go nawet nie rejestrują w Biurze Patentowym, bo… zwykle to nie żaden genialny patent a z reguły świetny pomysł nie doczekujący realizacji. Tak więc przepis na sukces to nie tylko genialny pomysł (wg Agnieszczaka to zalewie 1% sukcesu), a przede wszystkim wykonanie.

Tytus, Romek i Atomek czy ekonomista-analityk, brand-manager i programista?

Czyli kogo potrzeba do stworzenia dochodowej strony internetowej. Młody biznesmen nie ukrywa, że w zasadzie potrzeba dwóch osób – jednej zajmującej się tworzeniem i utrzymaniem strony i drugiej od marketingu. Nie muszą to być specjaliści, ba, nawet lepiej jeśliby to byli studenci. - Młodość jest tu zaletą. Nawet jeśli przetańczysz cztery tysiące złotych, to nic się wielkiego nie wydarzy, bo nie założyłeś własnej, zobowiązań , więc możesz ryzykować – stwierdził twórca fotki.pl. Pojawia się pytanie, czy nie wystarczyłaby jedna osoba? – Nie. Programiści są słabi w marketingu – przyznaje lojalnie Agnieszczak. Dodaje też, że pomimo zróżnicowanych zasług wspólników, podział zysków i strat powinien wynosić fifty-fifty. –To jest sprawiedliwe, bo nie narażasz się na chałturę jednej ze stron – stwierdza. Programista jest tak samo ważny jak spec od reklamy. Gdyby jego pracę zlecić firmie zewnętrznej, koszty za każdorazowe zmiany na stronie nie miałyby końca. Podobnie programista. Polski Zuckerberg nie kryje, że zrobienie i wypromowanie zyskownej strony to praca na co najmniej dwa pełne etaty.

Marketing przyszłości jest jak seks – tylko frajerzy będą za niego płacić

Marketing bynajmniej nie składa się  głównie z reklam. To raczej sztuka polegająca na znalezieniu sprytnego sposobu na przyciągnięcie jak największej liczby odbiorców (lub klientów), najchętniej bez użycia płatnych reklam. Agnieszczak stwierdza, iż nowoczesny marketing skupia się na rozpoznaniu grupy docelowej i rynku. Przyznaje, że wśród młodzieży zawsze istnieje pewne pokolenie, swoisty trend w fascynacji młodych ludzi  - kiedyś wszyscy czytywali Bravo, potem oglądali MTV, a teraz prawdziwy boom przeżywają serwisy społecznościowe – dodaje. Branża reklamowa czerpie z reklam astronomiczne sumy. Dla przykładu firma Nike chcąc znacznie redukować koszty, produkuje odzież w odległych krajach azjatyckich za maksymalnie 20% ich ostatecznej ceny po to, by z pozostałych 80% większą część wydać na tworzenie gigantycznych kampanii marketingowych. Agnieszczak przyznaje, że nie w tym rzecz. Zwłaszcza gdy zaczynamy swój 
startup nie możemy sobie pozwolić na znaczne wydatki związane z marketingiem. Kluczowa w takich przypadkach jest pomysłowość i dobra znajomość Internetu, wówczas nie trzeba wydawać bajońskich sum na reklamy. Darmowa i skuteczna reklama może polegać na zamieszczeniu ciekawego newsa lub filmiku np. na Facebooku lub na spamowaniu znanych portali informacyjnych (do czego biznesmen jednak nie zachęca).  – Najlepszy marketing to marketing Goździkowej – jowialnie przyznaje. Poczta pantoflowa, bo o niej mowa, jest znana od wielu lat i rzadko zawodzi, a mając tak sprawne narzędzia jak Facebook, Nasza-Klasa lub Youtube, wystarczy zaledwie odrobina czasu, by zaprosić do siebie potencjalnych klientów.

Pierwsza para na parkiecie, czyli biznes czas zacząć

Mark Zuckerberg - niegdysiejszy  startupowiec, 
obecnie twórca Facebooka
Agnieszczak ze szczerością przyznaje, że najtrudniejszy jest ten pierwszy krok – porównuje rozpoczęcie działalności w startupach do pierwszej pary na parkiecie – trudno jest być pierwszą parą na parkiecie, nie można też wychodzić z inicjatywą na siłę – do tego niezbędny jest impuls. Jeśli nie zbadamy solidnie rynku, pośpiech może być naszym najgorszym wrogiem. Nie budzi wątpliwości, że wybierając miejsce na nowy lokal gastronomiczny, zasugerujemy się przede wszystkim lokalizacją, będziemy najczęściej poszukiwali miejsca o dużym natężeniu ludności i braku innych podobnych lokali w okolicy. – To błąd. Jak się bowiem paradoksalnie okazuje, najlepszym miejscem na nowy lokal, będzie takie gdzie knajpa stoi jedna na drugiej.  Dlaczego? – To bardzo proste – chętni na posiłek pójdą najczęściej w to zatłoczone, dobrze znane sobie miejsce, gdzie będą mogli przebierać w lokalach. Poza tym jeśli nie znajdą miejsca w swojej ulubionym przybytku, przyjdą do naszej knajpy. Podobnie rzecz się ma z e-biznesem, gdzie czujność na każdym kroku i umiejętność patrzenia z perspektywy odbiorcy usług jest na wagę złota.

Studia czy startup… Biorę oba!

Pamiętając, że studia to wymarzony czas na własny e-biznes, nie należy zapomnieć przy takim przedsięwzięciu o znacznej nadwyżce czasu. Z biznesu zatem nici, jeśli za plecami mamy sesję, obronę lub napisanie pracy. Wówczas możemy tylko podwójnie stracić. Ale podchodząc do startu pa z głową, możemy x-krotnie zyskać. Zwykły absolwent zaraz po skończeniu studiów będzie z uporem maniaka i często bezowocnie  poszukiwał wymarzonego i wyuczonego zawodu. – Chyba mało kto ma potrzebę, by ktoś inny nim zarządzał czy pomiatał… Oczywiście nie mam tu na myśli praktyk seksualnych – ironizuje Agnieszczak. Tymczasem właściciel startupa z miejsca będzie miał wybór – kontynuować interes lub iść do pracy (jeśli taka się w ogóle znajdzie). Z tym że na pytanie, które zajęcie może być bardziej lukratywne i rozwojowe, nie trzeba chyba odpowiadać. Taki startupowiec z całą stanowczością może liczyć na rozwój – ot, choćby przez założenie następnego start-upa. (Rafał Agnieszczak może się poszczyć przeszło czterystoma domenami założonymi w sieci!).

Tak więc, jeśli chcesz się pomęczyć w imię krociowych zysków (praca x rozwój x zabawa x kariera x własna kasa)n, to nie masz się co zastanawiać, tracisz tylko swój bezcenny czas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz