Nie. Nawet i to nie. Różnica jest jednak bardziej znacząca. Magazynier to wykwalifikowany pracownik magazynu, o nienagannej kondycji fizycznej, pracujący etatowo w firmie logistycznej, budowlanej, spożywczej lub jeszcze innej. A magister? – To wykwalifikowany bezrobotny o rozległych kompetencjach (rzec by można - żadnych).
W tym miejscu należy postawić pytanie – dlaczego państwo stawia na drogą „produkcję” wyuczonych, lecz niefachowych bezrobotnych? Każda odpowiedź będzie tu zbędna i nie na miejscu, bo wszystko sprowadza się do jednego… do jakże u nas popularnego marnotrawienia pieniędzy. I to nie tylko tych państwowych, ale też tych, którzy nie zarobią prawdziwi acz „krócej kształceni” specjaliści i tych, które z racji wyższego zatrudnienia nie wpłyną do kasy państwa w postaci podatku dochodowego i VAT.
Od lewej: socjolog, kulturoznawca, politolog |
Przerost ambicji Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego? To na pewno. Połowa populacji kraju w wieku studenckim (19 – 24 lata) studiuje, co stawia Polskę na drugim miejscu w Europie pod względem ilości studentów (sic!). Nie trzeba nikogo przekonywać, że ilość w tym przypadku nie przekłada się na jakość – co więcej, ilość ta zdecydowanie obniża jakość poprzez brak koncentracji na badaniach naukowych, na których notabene się w Polsce praktycznie nie zarabia, w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej, czy USA. U nas uniwersytety nastawione są praktycznie wyłącznie na zyski oferowane przez państwo za każdego studenta, a że na pierwszy rok studiów stacjonarnych danego kierunku w ramach jednej tylko uczelni jest przyjmowanych nawet 300 – 400 studentów, zyski można naprawdę mnożyć. Tylko wiedzę… trzeba bardziej dzielić.
Rady?
Znaczną ulgą finansową państwa byłoby nie pomniejszanie zniżek studenckich, ale znaczące i radykalne uszczuplenie budżetu MNiSW. Uczelnie wzięłyby się w końcu za prowadzenie badań nie „do szuflady” a komercyjnych. Wilk syty i uczelnia cała.
Jednak prawdziwe korzyści zarówno dla bezrobotnych, jak i dla gospodarki mogą dać tylko daleko idące zmiany. Przykładu nie trzeba daleko szukać – jest za oceanem. Magazyn Forbes niedawno opublikował listę dziesięciu zawodów, które można wykonywać bez magistra, a roczny dochód ludzi pracujących w tych profesjach przekracza 100 tys. dolarów. To ponad dwukrotność średniej rocznej pensji w USA. Dla porównania – u nas średnia pensja wynosi ok. 3400 zł miesięcznie (choć i tak większość ludzi pyta mnie kto tyle zarabia) i jej dwukrotność to niemal 7000 tys. Bez magistra – kto by nie chciał. Problem polega na tym, że trzeba być fachowcem, a w naszej rodzimej edukacji za punkt honoru przyjęto deprecjację fachowości na rzecz niekompetentnego wykształcenia wyższego. Być może państwo chce mieć więcej obywateli elokwentnych, o wyższym statusie społecznym… czy może głodnych obdartusów? Phi, zawsze to lepsze niż bycie instalatorem klimatyzacji, czy hydraulikiem, który za oceanem zarabia nawet 130 tys. dolarów rocznie…
Niesłusznie też przez całe lata byliśmy zniechęcani do przemysłu. Każdy na pewno pamięta jak w szkole wmawiano, że przyszłością gospodarki są usługi. Badania pokazują jednak co innego, przynajmniej na polskiej scenie. Z analizy portalu Money.pl wynika, że średnia pensja w przemyśle jest wyższa w handlu, finansach, czy rozrywce i jest na tym samym poziomie, co płace w bankowości i nieruchomościach. Tylko kto by chciał być górnikiem, hutnikiem, czy operatorem koparko-ładowarki… ale otrzymywać takie jak oni pensje, na poziomie 4 – 6 tys. zł, to już bardzo chętnie.
Myślano dobrze, a wyszło jak zwykle. Polska chciałaby mieć gruntownie wykształconych i poszukiwanych specjalistów, a tymczasem posiadamy zdewaluowane kierunki studiów oraz rzesze bezrobotnych i rozżalonych magistrów bez perspektyw. Na szczęście pod dostatkiem jest pieniędzy budżetowych, z których można utrzymywać często bezproduktywne uczelniane molochy i realizować misje urzędów pracy, które coraz częściej polegają na fundowaniu kursów fryzjerskich, dekarskich, czy na spawaczy dla absolwentów studiów wyższych.
Zdjęcia pochodzą z internetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz